czwartek, 19 marca 2015

Rozdział 12 Czterech obrońców.






To wszystko ,co się stało to było dla mnie za dużo. I Dante i Cero okłamywali mnie bo mieli dzięki temu jakieś korzyści. Obydwóm ufałam a oni mnie oszukali. Początkowo trudno było mi się z tą myślą oswoić. Kolejny raz mój świat się zmienił i musiałam zaplanować sobie co dalej. Parę pierwszych dni minęły jak szalone. Wiem ,że mnie szukali na różne sposoby. Dalej mnie szukają ,ale ja muszę znaleźć sobie miejsce ,żeby zniknąć. Już kiedyś chciałam to zrobić ,ale teraz nie miałam ani mojego motoru ani pieniędzy. Byłam sama ,bez niczego. Błądziłam po lesie. To już raczej nie był ten sam miły las co wcześniej. To był ciemny ,nieprzyjemny bór pełen tajemnic. Pełen straszliwych sekretów. Musiałam przejść już trochę drogi. Szłam nie zatrzymując się przez kilka dni. Miałam szczęście ,że trafiałam na owoce. Głód mi na początku nie doskwierał. Do teraz. Burczy mi w brzuchu. Nie wiem gdzie jestem. Nie wiem co dalej robić. Gubię się we własnych myślach. To sytuacja patowa. Przegrana. To już mój koniec? Mam umrzeć w tak głupi sposób? Zapomniana? Przeszłam jeszcze parę kroków i usiadłam obok drzewa. Trzeba przespać tą noc.
-Dalej mała , damy rade-szeptałam do siebie , dodając sobie otuchy.
Pomagało mi to. Jako że było już ciemno postanowiłam tak jak wcześniej wdrapać sie na jakieś wysokie i szerokie drzewo i znaleźć jakąś wygodną gałąź. Miałam pecha. Wszystkie drzewa były za małe lub za wysokie. Żadnego idealnego dla mnie. Co miałam robić? Postanowiłam iść dalej.
**
Powoli zaczynało wschodzić słońce , delikatnie muskając moją skórę malutkimi promyczkami. Nagle przestałam oddychać. Patrzyłam się na szczyt pagórka. Nie mogłam się ruszyć , stałam jak zamrożona. Przede mną na szczycie stał duży biały wilk a zanim jeszcze parę innych. W ciągu sekundy odwróciłam się i zaczęłam uciekać ile tchu w płucach miałam ,ale to sie na nic nie zdało po już po chwili poczułam przeszywający ból w nodze. Upadłam zasłaniając twarz jednak kolejnego ugryzienia nie poczułam. Odwróciłam się a przede mną stało czterech wysokich mężczyzn ubranych w całości na czarno. W rękach trzymali długie niesamowicie zdobione rycerskie miecze a obok nich leżało kilka nieżywych bestii. Patrzyłam na nich nieprzytomnie a jeden z nich odpowiedział spojrzeniem pozbawionym zupełnie żadnych emocji. To był martwy wzrok. Niby patrzył a jednak nie.
-Kim...wy..jesss..teście?-zaczęłam się panicznie jąkać.
-Kim-Powiedział jeden z nich. 
Kim podszedł do mnie i zaczął oglądać moją nogę.
-Spokojnie. Ja jestem Alan.Po mojej prawej stoi Lou a po lewej Chill. Twoją nogę ogląda kim. Jesteśmy Akollitami.
"Jesteśmy Akollitami." Te słowa zabrzmiały w mojej głowie. Byłam szczęśliwa. Znaleźli mnie! Jak to zrobili? Nie wiem. Najważniejsze ,że ich znalazłam. Czemu tylko musiałam prawie życiem to przypłacić.
Kim sie pochylił i podał mi jakiś listek"masz , zjedz to , to środek przeciwbólowy. Weźmiemy Cie do naszego obozu i opatrzymy Ci to."-Wypowiedział z uśmiechem na ustach. Powoli docierał do mnie ból. Nie jaki kiedyś stopniowo , ale cały nagle. Szybko wzięłam od Kim'a listek.
-Wiesz, nas nie można znaleźć , my sami Cie znajdziemy kiedy będziesz na to gotowa.-Rzucił Alan.
-Co masz namyśli przez "gotowa"-powiedziałam ,ale nie doczekałam odpowiedzi. Usnęłam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz