-Byłam w tedy małym chłopcem , miałem 3, 4 latka nie więcej. Mieszkaliśmy na terenie granicznym obok małej wioski.
-Mieszkaliśmy?
-Ja, mama i tata. Kochałem ich ponad wszystko a oni mnie. Mieliśmy duży dom, sama wiesz ,że na terenie granic wszystko jest tanie bo ludzie nie kupują tam niczego , boją się że zarażą się chorobą po pożarową.
Tata załapał się do wojska przygranicznego. Jego celem było patrolowanie granicy muru. Podziwiałem go za to ,że co dzień zabijał setki chorych by nam żyło się bezpiecznie, ale moja matka tego nie popierała. Pewnego ranka zostawiła nas. Po prostu wyszła z domu i nigdy nie wróciła. Żyłem z nadzieją że wróci. Ze kobieta ,którą ja i mój ojciec kochamy ponad życie wróci do nas,ale tata wiedział ,że nie wróci. Mówił mi o tym i brutalnie zabiła we mnie te nadzieje ,którą miałem do 13 roku życia. W końcu zrozumiałem czemu mama odeszła. Przypadkowo znalazłem list, który napisała do mnie i schowała starannie ,żeby ojciec nie mógł go znaleźć.-Cero wyciągnął z kieszeni karteczkę , była bardzo pognieciona.Zaczął czytać-" Drogi synku, wiedz ,że odeszłam nie dlatego że Cie nie kocham ,bo kocham i zawszę będę, odeszłam dlatego bo twój ojciec jest ślepy na cierpienie ,co dzień morduje niewinnych. Dobrze wie że na terenie Nowego Królestwa jest lek. Lek na tą straszną chorobę. Niestety cesarz nie udostępni go nam. Jest za bardzo zaślepiony własnym bezpieczeństwem.Nie mogę patrzeć jak twój ojciec zabija tych ludzi po mimo że da się ich wyleczyć. Możliwe ,że gdy to czytasz ja już nie żyję ale ,jeśli się postarasz ty możesz dać lek światu.
Wiem jak to brzmi, bajkowo. Zabawa w super bohaterów i tak dalej, ale nad tym pracuje mnóstwo ludzi i wiem,że ty też możesz. Na terenie wielkiego cesarstwa , w samym centrum mieszka Marissa, moja przyjaciółka. Ona Ci powie wszystko co musisz wiedzieć na ten temat. Jesteś moją małą nadzieją. Kocham Cie , mama." Po przeczytaniu tego , wzięłam pieniądze z portfela ojca i po prostu wyszedłem. Szedłem parę dni , aż udało mi się uciec z Nowego Świata. uciekłem do Świata straconego. Mieszkałem z nimi , mówiłem jak oni i jadłem z nimi. Wszystko co umiem zawdzięczam mi i właśnie dla nich che znaleźć ten lek i jakoś im przemycić. Nie mam pojęcia jak ,ale to zrobię.
-A jak znalazłeś się na tym klifie?
- Udałem się do tajemnego przejścia przy granicy środkowej a tam przemycili mnie znajomi. Szedłem parę dni aż spotkałem Ciebie. To w sumie tyle.
-Lek na chorobę po oparzeniową? Niemożliwe.
- Sam nie wierzyłem i nie oczekuje,że mi uwierzysz. To jest moje życie.
-Powiedzmy ,że wierz, co dalej? Mówisz mi to w jakimś celu?
-Chciałem ,żebyś mi zaufała. Jestem tu nielegalnie i jeśli mnie ktoś okryje ,to zabije na miejscu.-Cero miał pochmurną minę. Przez całą opowieść nie ruszył się z miejsca choć ja robiłam to tysiące razy
-Dobra , niech Ci będzie Twoja mama wynalazła lek na tą chorobę. Ty go chcesz znaleźć. czemu Ci go po prostu nie da?
-Wynaleźli go lekarze Cesarza. Ona go nie miała ,ona jedynie wiedział gdzie można zacząć go szukać.
-Żyłeś za granicami Muru, więc umiesz się bronić, prawda?
-Tak , po co Ci akurat taka informacja?
-Przydasz mi się a ja Tobie-powiedziała sama nie wierząc co wymyśliłam
poniedziałek, 29 grudnia 2014
niedziela, 21 grudnia 2014
Rozdział 3 Nieufność
-Nie powiedziałam? No tak ,faktycznie.
-To jak się nazywasz?
-Ja... Jestem Evans.
-Evans? Mogę Ci mówić Eva?
-Jak chcesz , to tylko imię.
-To nie tylko imię, to słowo ,które określa Ciebie , przecież to bardzo ważne.
-Cero, nie obchodzą mnie twoje wywody , daj mi na razie spokój, a i jeszcze pieniądze, idę zapłacić.
Cero nie chętnie podał mi pieniądze. Miał smutną minę, jego włosy delikatnie goniły siebie pchane porannym podmuchem. Gdy jechaliśmy rozpuścił włosy. Nie dałam mu kierować więc tylko siedział z tyłu i obejmował mnie w pasie. Delikatnie ,zupełnie nie pokazywał siły,którą miał w mięśniach.
Gdy wróciłam nie było go. Gdzie on znowu polazł. Nie wiem poco ja go w ogóle brałam ze sobą.Same kłopoty jeszcze z tego będą.
-Eva-usłyszałam cichy krzyk-chodź tu- za małego pagórka niedaleko stacji Cero machał rękami-szybciej ,chodź.
-A jak by ktoś ukradł motor? Nie darowałabym Ci tego.
-Co ty tam gadasz? Chodź tu a nie marudzisz.
Wzięłam motor i podjechałam do niego.
-Zejdź z niego ,zamknij oczy i podaj mi rękę.
-Po co?
-Po prostu to zrób.- prosił mnie
-Nie mam ochoty bawić się w jakieś podchody, co jest,mów.
-Aleś ty uparta.Zawsze jesteś taka nieufna?-Cero skrzyżował ręce i patrzył się na mnie z ukosu. Jego przeraźliwie zielone oczy wpatrywały się we mnie a mi spięły się wszystkie mięśnie.Co mam robić?Zaufać mu?
-Ev, no przestań. Kiedy gapisz się na mnie w ten sposób jest mi głupio. Przecież ja Cie nie zabije, po co miałbym to robić? Zrobić krzywdę komuś kto mnie wozi tam gdzie chce? No proszę Cie.
-Ev?
-Tak-powiedział triumfalnie- Eva był dalej za długie-wziął mnie za rękę i powoli zaczął ciągnąć w jego stronę ,a ja uległam mu ,zeszłam z motoru i dałam się mu prowadzić.
-Masz zamknięte oczy?
Nic nie odpowiedziałam.
-Ev?-Cero zatrzymał się ,obrócił w moją stronę- No proszę, zamknij je.
-Wkurza mnie twój upór.
Jego mina mówiła ,że irytuje go moja postawa , zdjął swoją chustę z szyi i przewiązał i oczy.
Nic nie widziałam. Chusta była w ciemnym kolorze i uroczo pachniała nim. Uroczo? Co mi przeszło przez myśl? To nie jest urocze! To straszliwie wkurzające z jego strony!
-Nie to nie. Chciałem Ci sprawić przyjemność i pokazać Ci widok z tej góry ,ale nie to nie.-Zdjął mi z oczu hostę, odwrócił się i poszedł na górę.
-Po co mi to było, teraz się obraził , pójdzie sobie gdzieś a ja znowu zostanę sama-szeptałam do siebie.
Wzięłam motor i poszłam za nim.
Siedział na szycie góry i wpatrywał się w słońce.
-Faktycznie ,widok nieziemski.-dopiero po chwili zdałam sobie sprawę że powiedziałam to na głos a on teraz patrzy na mnie z wyrzutem.
Słońce było już wysoko na niebie i pięknie okrywało pola pełne dorastającego zboża. Wszystko błyszczało się złotymi promieniami.
-Wiem że jesteś nieufna,ale chciał bym żebyś mi akurat zaufała.-słuchając co mówi usiadłam koło niego na trawie.-Opowiem Ci pewną Historię-on jakby nie zwracał uwagi na to co robię- Historię o tym jak się tu znalazłem.
niedziela, 14 grudnia 2014
Rozdział 2 Spotkanie
-Ej ty- usłyszałam głos za swoich pleców. Obróciłam się , obejrzałam i ku mojemu zdziwieniu przede mną stał wysoki facet o kruczoczarnych włosach przynajmniej do pasa spiętych w kucyk.
Był niechluje ubrany aczkolwiek to dodawał mu urody.
est wcześnie rano. Stoję i oglądam wschód słońca nad pięknym morzem.
Kiedyś było więcej takich klifów ale niestety nie można już na nie wjechać ani nawet dojść. Nic już teraz nie można.
Ten widok skłania mnie do refleksji. Jaki był ten nasz świat przed pożarem?Jacy byli ludzie? Co się zmieniło?
-Kim jesteś?Masz trzy minuty na odpowiedź potem stąd jadę.- Mój głos był nie
spokojny ale stanowczy.
- Ej , spokojnie , czemu od razu tak panikujesz?
- Chłopak stał w miejscu bawiąc się swoim warkoczykiem i spoglądając na mnie z ukosa.Nie wiem czemu ,ale zaraz jak ktoś sie do mnie
odzywa mam wrażenie ,że przyjechał tu żeby mnie złapać i wydać ludziom ,którzy mnie szukają,
-Nie wiem co Ci jest ,ale to Ci nie służy. Powiedz co taka porządna osoba robi pod granicą?
-Ja po prostu... zwiedzam- wymigałam sie od odpowiedzi i teraz ze zwycięsko miną zadawałam kolejne pytanie-A ty co tu robisz o takiej porze?
-Ja? - chłopak chwile sie zastanawiał a po tym z uśmieszkiem odpowiedział
"Zwiedzam sobie"
-Zwiedzasz? O szóstej rano?
-Widzisz sama ,że twoja odpowiedź była głupia-skwitował szybko.
-Dobra ,dobra.-ucięłam- Ja... Powiedzmy ,że muszę być cały czas w podróży.
Pochodzę z Nowego Królestwa. Tam sie urodziłam i wychowywałam do czasu.
-Taka odpowiedź podoba mi się bardziej. Jestem Cero i pochodzę ze Świata straconego.
-Co!? Ja kto ze Świata Straconego? Myślałam że mówimy sobie prawdę a tym czasem
ty robisz sobie jaja. Dzięki.
-Nie robię sobie jaj. Poważnie. Wam tam wmawiają ,że na ziemiach spalonych nikt nie
mieszka bo wielki mur dookoła was broni ale sie mylicie. My tam jesteśmy ,żyjemy i dajemy sobie rade. Ta wasza bezpieczna osłonka to bzdura! Nie znacie bólu i cierpienia ani strachu
towarzyszącego każdemu nowemu dniowi. Myśl że możesz zachorować na tą
całą chorobę po pożarową i
że nie ma na to lekarstwa jest przeraźliwa i nie do zniesienia.
-Akurat o strachu wiem więcej niż Ci się wydaje.- burknęłam cicho tak by nie usłyszał.
-Serio?- zapytał. No a jednak, usłyszał co mówiłam i to całkiem nieźle
Nie zbyt wierze jesteś kolejnym dzieckiem wychowanym na złotych zasadach królestwa
czyli :"służ nam a my będziemy służyć Tobie.
-Nie, raczej "uciekaj, bo jak nie zdążysz to ktoś cie zabije" Burknęłam jeszcze ciszej ,ale to też usłyszał.
-Uciekaj? Więc to jest to twoje zwiedzanie ,tak?
-Mniej lub więcej.
-Słuchaj ,więc pewnie cały czas zmieniasz miejsce pobytu i podróżujesz z wioski do wioski?
-Mniej lub więcej- powtórzyłam.
Słuchaj , ja też muszę odwiedzić pare wiosek a nie mam transportu ,za to znam sie na drogach i mam pieniądze, no i masz przyjemność spędzać czas z moją skormną osobą rzecz jasna!
-Bardzo skormną. Dobra chcesz razem podróżować przez jakiś czas,tak?
Może jestem zbyt łatwo wierna , głupia i naiwna ale samotność mi sie znudziła a
na dostatek pieniędzy też nie narzekam.
-Czyli umowa stoi?
-Wygląd na to ,że tak. Rozumiem nam obojgu zależy na poruszaniu się szybko
i nie rzucaniu się w oczy?
-Spokojnie , nikt nas nie znajdzie , obiecuje.
niedziela, 7 grudnia 2014
Początek świata czyli roździał 1
Zawsze bywałam to tu to tam ,nigdy nie miałam stałego miejsca. Domu gdzie mogę
wrócić i kota który przemyka po kątach dziko ganiając za pająkami czy innymi
cztero bądź więcej nożnych stworzeniami. Nigdy niczego nie kończę i zawsze
wiem lepiej. Właśnie przyjechałam do Dużej Wioski. To taka miejscowość.
Dzielimy świat na Nowy świat( w którego skład wchodzą : Nowe Królestwo ,
Tereny Wielkiego Cesarza i Mała i duża wioska) i na Świat Stracony ,który nikt
już nie zamieszkuje. No tak nam mówią. Ponoć podczas wielkiej burzy ,którą mieliśmy
lata temu spłonęła cały dzisiejszy Świat Stracony. Ucierpiało w tedy mnóstwo ludzi.
Ja jestem Evans. Od kiedy skończyłam zaledwie 16 lat jestem w ciągłej podróży.
Najgorsze jest ,że nie mogę przestać. Cały czas uciekam. Przed przeznaczeniem?
Co za ironia... Gdy miałam 2 lata niechcący ugryzłam rękę pewnego mściwego
i bezlitosnego człowieka. On chciał mnie zabić za ten niesamowity czyn jednak mój ojciec sie postawił. Kazał mi i mojej matce uciekać a sam został tam i nigdy nie wrócił.
W którąś z niedzielnych wieczorów mężczyzna ten nas znalazł , moją
matkę zabił ,jednak mnie nie zdążył gdyż ktoś mnie zabrał z domu już wcześniej.
Nie tam jakiś byle ktoś. To był najlepszy przyjaciel mamy ,który mnie wychowywał
do 16 urodzin , potem dał motor , plik dolarów i paszport i powiedział
"Jedź i nie daj sie złapać. Kiedyś znajdziesz "Akkolitów". Nie, oni znajdą Ciebie i Ci pomogą.
Do tego czasu nie masz prawa być gdzieś więcej niż trzy dni" Więc jeżdżę
od miasta do miasta od wsi do wsi i szukam tych co mają znaleźć. To moja misja. Misja niemożliwa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)